ciąża,  dziecko

Świetna książka, ciuszki i pieluszki – przygotowuję się do roli mamy

Dzisiaj przeszłam samą siebie – ilość rzeczy, jakimi się zajęłam pomimo totalnie sennej pogody za oknem i Męża dogorywającego w domu przez jakąś infekcję, jest dla mnie imponująca.
Ale po kolei.
  1. SEGREGACJA CIUSZKÓW
Od kilku bliskich osób dostaliśmy worki z odzieżą dziecięcą, bucikami i akcesoriami tj. np. śpiworki. Tydzień temu spotkałam się ze szwagierką i przejrzałyśmy wszystko rozdzielając mniej więcej rozmiary i odkładając wszystko, co było z poliestru. Sprawdziłyśmy też czego nam brakuje i siostra Mego męża uzupełniła nasze braki ze zbiorów swoich dzieci.
Dzisiaj zabrałam się za dokładne przejrzenie rzeczy, posortowanie wg rodzajów ubranek i rozmiarów. Oprócz ciuszków w kolekcji znalazły się także buciki. Wszystko skrupulatnie zanotowałam w Excelu i jak podsumowałam wszystko – złapałam się za głowę – 181 sztuk odzieży w przeróżnych rozmiarach na długie miesiące życia naszego syneczka.
Jestem znów kompletnie wzruszona dobrocią i szczodrością ludzi (mogli wystawić ubranka na Allegro i sporo) i ogromnie wdzięczna Bogu za tę konkretną opiekę i zadbanie o nasz nadszarpnięty budżet!
Dodam tu jeszcze, że na początku ciąży koleżanka przyniosła mi sporo swoich ciążowych ciuchów, tak po prostu! Dzięki temu mam w czym chodzić, jest mi wygodnie (szczególnie uratowała mnie spodniami) i dobrze się czuję z tym, jak wyglądam.
  1. WIELOPIELO, CZYLI ROZGRYZAM PIELUCHY WIELORAZOWE
Jak już pisałam (TUTAJ) postanowiliśmy z mężem, że nie chcemy stosować chemicznych jednorazówek. Raz, że skład powala, dwa, że to przerażająca produkcja śmieci. Od koleżanki zakupiliśmy zestaw 14 pieluszek (głównie otulaczy z PULa + 2 wełniaki) i wkłady. Zestaw powinien wystarczyć na 2-3 dni pieluchowania. Choć czytałam masę informacji w sieci o AIO, SIO, otulaczach, formowankach, prefoldach i kieszonkach czułam się zagubiona.
Podobnie jak z ciuszkami, wypakowałam wszystko i posegregowałam – firmami i rozmiarami, zarówno pieluchy, jak i wkłady chłonne. Potem zaczęłam to dopasowywać i wreszcie zaczęło mi się w głowie układać co z czym łączyć. Nie miałam pewności co do kilku drobiazgów więc na jednej z grup w sieci zadałam pytania, dziewczyny błyskawicznie odpowiedziały i teraz już wiem niemal wszystko.
Zamówiłam też odpowiednie akcesoria tj. odkażacz, olejki z drzewa herbacianego i plecak dla mam, w którym te nasze pieluchy będą z nami wędrowały po mieście:)
Jeszcze na liście pozostał nieprzemakalny worek na brudne pieluchy, co by na spacerze mieć do czego wrzucać używki, ale to już w przyszłym miesiącu, bo zaplanowane wydatki zakupowe zostały osiągnięte.
I teraz pozostaje czekać na odbiorcę tych dóbr z nadzieją, że mój zapał do „wielopielo” się utrzyma:)
Aaaa, moja mama, oglądając pieluszki dosłownie piała z zachwytu nad tym, jakie są piękne:)
  1. KSIĄŻKA, KTÓRA MNIE POWALA CORAZ BARDZIEJ – „SEKRET DZIECIŃSTWA” – MARIA MONTESSORI
Maria Montessori. Włoska lekarka, która na podstawie swojej wiedzy, doświadczeń z pracy z dziećmi i bacznej ich obserwacji opracowała naukową metodę edukacji. Nie będę rozwijać tematu, bo świetnie piszą o tym autorki blogów: https://czasnamontessori.pl oraz http://mojemontessori.com. Gorąco zachęcam do zerknięcia.
Wspomnianą książkę kupiłam usłyszawszy rekomendację od autorki bloga https://kukumag.com.
Kto wie czy po przeczytaniu nie pokuszę się i nie napiszę osobnego posta o tym, co wniosła w moje życie. Natomiast już teraz mogę śmiało powiedzieć, że Montessori przemyśleniami i wnioskami wyprzedziła swoją epokę o wiele, wiele lat (żyła w latach 1870-1952, a książka jest z 1936). Pisze o rozwoju dziecka, podejściu dorosłych do traktowania dziecka, bardzo ważnych okresach wrażliwych. Czytam Mężowi fragmenty, które najbardziej mnie dotknęły i on też ma efekt „wow”!
Dla zaintrygowania cytuję drobny wycinek z treści: „To, co nazywamy dziecięcym łóżeczkiem, jest tak naprawdę pierwszym okrutnym więzieniem, do którego rodzina wtrąca te istoty walczące o psychiczne istnienie”. I dalej autorka pisze dlaczego tak uważa, jaki wpływ na dziecko ma łóżeczko i jakie jest najlepsze łózko.
  1. KOLEJNA WIZYTA U GINEKOLOGA – MŁODY ROŚNIE JAK NA DROŻDŻACH!
Dzisiaj przypadła też kolejna wizyta u lekarza. To czwarte z nim spotkanie i za każdym razem gość jest kulturalny, rzeczowy, słucha i odpowiada na moje pytania.
Okazało się, że szyjka macicy nieco stwardniała od ostatniego razu, ciut się skróciła (26-30mm), a młody ma już ok. 1850 gramów! Ze względu na to, że ostatnio bardzo spina mi się brzuch w piątek mam przyjść na KTG, żeby sprawdzić czy pojawiają się skurcze macicy. Aaa, i heparynę, którą po szpitalu wstrzykiwałam sobie w uda mam aplikować z powrotem w brzuch, bo tak się lepiej wchłania. Szkoda, bo wreszcie mój brzuch nie jest posiniaczony od zastrzyków, ale ważniejsze od estetyki jest dla mnie, żeby nie pojawiły się zakrzepy. I dalej mam nie fikać, odpoczywać na leżąco i się oszczędzać.
Generalnie wizyta napawająca radością.
  1. POSTY SIĘ PISZĄ!!!
A, i napisałam dziś także podsumowanie z naszej obecności w szkole rodzenia. Teraz jest recenzowany przez męża i wkrótce pojawi się na blogu:)
Jak ja lubię takie kreatywne i produktywne dni!!!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *