dlon-dziecka
dziecko,  macierzyństwo,  podsumowanie

Gdy orientujesz się, że twoje dziecko ma już 5 miesięcy

Niedziela, 13.01.2019, godz. 9:24

To pierwszy od bardzo długiego czasu poranek, kiedy dziecię słodko śpi, ja nie padam na twarz i mam wenę, żeby usiąść i zatrzymać bieżącą codzienność w kolejnym poście.

Od porodu minęło już 19 tygodni. Nie mam pojęcia kiedy! Nasz syn to już 4,5-miesięczne niemowlę! Nie mogę się nadziwić temu, jak szybko następują zmiany w jego wyglądzie, rozwoju ruchowym i społecznym.

Przez ten czas wydarzyło się tak wiele!

Mam za sobą trudny początkowo połóg z przepotężnym bólem głowy po znieczuleniu zewnątrzoponowym, totalną burzą hormonów i nierozumieniem własnego zachowania. Płacz, smutek złość mieszały się co chwilę z radością i euforią.

Mam za sobą stres związany z szeroko pojętą pielęgnacją noworodka, który uleciał na szczęście po spotkaniu z fizjoterapeutką i rozmowami z innymi mamami.

Za nami nauka noszenia w chuście, która ułatwiła nam niejedno spotkanie, a przede wszystkim sprawiła, że gwar podczas rodzinnego spotkania w Wigilię w żaden sposób nie był w stanie zakłócić snu naszego dziecięcia:) A i mnie pozwoliła na spokojne składanie życzeń, kolędowanie i rozmowy z bliskimi.

Dowiedzieliśmy się, że nasz pierworodny odziedziczył polimorfizm w genie MTHFR (C677T). Co ciekawe w układzie homozygotycznym, czyli nie tylko po mnie, ale i po Mężu!

Powróciliśmy też do regularnej działalności we wspólnotach tak, by jak najmniej ingerować w rytm dnia naszego malucha. Wprawdzie jeden powrót planowałam dopiero, jak kawaler skończy pół roku, ale sytuacja w grupie się zmieniła i byłam potrzebna wcześniej. Zasadniczo mnie to cieszy, przede wszystkim dlatego, że kawaler od małego jest otoczony muzyką,  choć są momenty, kiedy myślę sobie, że jednak przeginamy.

Mam też za sobą krótki okres zupełnego braku cierpliwości do płaczącego dziecka i zaskakująco szybko wzrastający poziom irytacji. Na szczęście minęło i uczę się być aniołem cierpliwości.

Pod koniec 2018 roku, po otrzymaniu kolejnego maila od osoby, która poznała naszą drogę czytając bloga, postanowiłam wreszcie przestać dumać, planować, projektować i zastanawiać się nad tym, jaki efekt końcowy chciałabym uzyskać. Podjęłam decyzję, żeby NATYCHMIAST trochę unowocześnić wygląd i spróbować zwiększyć liczbę odbiorców. Czując gigantyczną adrenalinę przez kilka nocy z rzędu zmieniałam poszczególne elementy, zaczęłam porządkować to, co mi doskwierało, uruchomiłam stronę na Facebooku, a za radą przyjaciółki także profil na Instagramie. Proces wprowadzania zmian i pomysłów trwa, bo nie jestem w stanie zarwać kolejnych nocy i póki co jakoś niespecjalnie „zarządzam” mediami społecznościowymi. Idąc jednak za myślą Oli Budzyńskiej, że „zrobione jest lepsze od idealnego” wierzę, że ma to wszystko dobry kierunek.

Co czuję w tej chwili?

Wdzięczność za to, że nasza rodzina weszła na nowe ścieżki życia, że maluch jest zdrowy, że dajemy radę, że wszyscy mamy się dobrze, że jest „urlop” macierzyński, że mamy pracę, dzięki której nie musimy martwic się o „zaplecze”, że mamy rodziców, którzy chętnie wspierają, kiedy jest potrzeba.

Czuję radość, której poziom szybuje w górę, gdy młodzieniec rozbrajająco uśmiecha się po przebudzeniu widząc moją twarz. Czuję dumę, że jakoś ogarniamy, że dzięki zabawom i ćwiczeniom wyprowadzamy synka z asymetrii, że w domu udaje się nie potykać o rzeczy porozrzucane na podłodze. Że trochę wymuszony, przedwczesny w stosunku do planu, powrót do działalności w grupie hobbystycznej przebiegł całkiem łagodnie. I że coraz bardziej rozumiem nasze dziecię. Czuję ciekawość co przyniesie przyszłość w obszarze rozwoju dziecka, rozwoju mojej relacji z Mężem, rozwoju bloga, mojej sytuacji zawodowej. Czuję też motywację, żeby jeszcze bardziej dbać o siebie i zacząć wreszcie autentycznie uprawiać jakiś sport albo chociaż chodzić na fitness. Pomimo tego, że dość szybko wróciłam do swojej wagi i figury sprzed ciąży – ciało potrzebuje WIĘCEJ PORZĄDNEGO RUCHU.

Zaczynam też w końcu czuć spokój i dawać sobie prawo do eksperymentowania, pomyłek i błędów wychowawczych.

Środa, 30.01.2019, godz. 13:21

Właśnie zdałam sobie sprawę z tego, że od poprzedniej próby wrzucenia posta na bloga minęły dwa tygodnie:)

Żeby nie było – nie próżnowałam:) Czytałam w tym czasie książkę Oli Gościniak pt. „Bądź online”, by wreszcie nauczyć się, jak przenieść bloga na WordPressa i móc trochę lepiej zarządzać stroną. Nie wiem kiedy to nastąpi, ale plan jest.

W obszarze rozwoju naszego synka widzę gigantyczne zmiany w porównaniu do okresu noworodkowego. Pojutrze nasz pierworodny kończy 5 miesięcy. Na dzień dzisiejszy przewraca się z pleców na brzuch (głównie z jednej strony) i kombinuje podciągając kolana pod brzuszek. Zupełnie jakby chciał za chwilę podnieść pupę i zacząć raczkować. To akurat skonsultujemy z fizjoterapeutką, bo nie wiem czy to właściwy kierunek na tym etapie rozwoju. Chwyta zabawki, manipuluje nimi i oczywiście pakuje do buzi wszystko jak leci. Dosłownie wszystko. Śmieje się do rozpuku na babcine „gigigi” i jak tata robi „akuku”:) Moje wygibasy językowe pominę:) Od pewnego czasu puszcza bańki i „bulgocze” ustami i językiem (porównując do ćwiczeń z emisji głosu to brzmi jak „motorek”:)). A od kilku dni jest zafascynowany tym, jak głośno potrafi piszczeć i coraz częściej testuje moją w tym względzie wytrzymałość. Jest autentycznie komunikatywny i to mnie fascynuje najbardziej, że taki okruszek, choć słowa nie wypowiada, daje znać, kiedy jest głodny, zmęczony, znudzony, przemęczony i kiedy ma mokro w pieluszce. Więcej, kiedy czuje, że za chwilę tę pieluszkę zmoczy, jeśli szybko nie ułatwimy mu samodzielnego wysiusiania się. Od narodzin próbujemy obserwować zachowanie naszego dziecięcia i wydaje nam się, że często potrafimy rozpoznać potrzeby. A młodzieniec do tego stopnia się przyzwyczaił/nauczył – bo nie wiem, jakiego słowa najlepiej użyć, że czeka na otwarcie pieluchy, słoiczek i nasze „siu-siu, siu-siu” zanim wypuści strumień. Rzekłabym – magia – gdyby nie to, że po lekturze książki Kingi Cherek pt. „Pożegnanie z pieluszkami” wiem, że dzieci mają naturalną i wrodzoną potrzebę czystości. I komunikują wszystkie swoje potrzeby – także fizjologiczne.

Generalnie dzieje się dużo i dobrze. I dobrze.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *