dziecko,  macierzyństwo

O tym dlaczego porównywanie z innymi dziećmi nie służy ani dziecku, ani matce

Napisanie tego posta zainspirowała wizyta Marysi, maleńkiej koleżanki Małego Człowieka. Wraz z jej mamą miałyśmy coś do zrobienia więc oddałyśmy dwie godziny tatusiom na budowanie relacji z dziećmi same zabrawszy się do pracy.

Kątem oka obserwowałam jak pięciomiesięczna obywatelka obraca się na boki, na brzuszek, jak podciąga nóżki pod brzuszek, dźwiga do góry pupę, jak przygotowuje się do siadu. Widziałam jak walczy z utrzymaniem równowagi i jak spokojnie przyjmuje porażkę, gdy mięśnie słabną.

Spojrzałam na Małego Człowieka i zobaczyłam jak niesymetrycznie pełza odbijając się głównie lewą nogą koślawiąc stopę, jak układa nóżki w żabkę zamiast pod brzuszek, jak odpycha się od przeszkód podnosząc pupę, prostując nogi i przenosząc ciężar ciała na nieprawidłowo ułożone stopy próbując pomijać naturalne fazy rozwoju ruchowego.

Tak przynajmniej twierdzą fizjoterapeutki pracujące z naszym dziecięciem. 

W wyobraźni przywołałam nasze posiłki – je samodzielnie, gdy ja (lub Mąż) trzymam go na swoich kolanach w odpowiedni sposób (tyłem lub bokiem do siebie, z pupą poniżej kolan), jedną ręką trzymam przed nim talerz (rozszerzamy dietę metodą BLW) dbając, by był na właściwej wysokości, a drugą przytrzymuję go, żeby mi się nie wywinął i siedział prosto.

Jest to dla mnie uciążliwe, mój kręgosłup cierpi i czasem odpuszczam i karmię łyżeczką.

Zobaczyłam swe dziecko, które jeździ w wózku tylko na płasko, a gdy się przebudzi po drzemce i nie chce już leżeć, natychmiast wędruje na ręce, żeby przytrzymywany w odpowiedni sposób mógł obserwować świat. Jedną ręką trzymam, drugą pcham wózek.

Czemu takie kombinacje? Nasz synek sam nie siada, a fizjoterapeutki mówią, że nie wolno sadzać dzieci, które same nie siadają. Podniosłam oparcie wózka ze cztery razy, gdy moje ręce już mdlały, ale po krótkim czasie syn przechylał się na jedną stronę, miał mocno „sflaczałą” pozycję, a to już jest szkodliwe.

Czemu o tym wszystkim piszę?

Wczoraj mimowolnie poczułam trochę smutku i zazdrość. Nie jakąś szaloną, taką maleńką, ale jednak zazdrość, że można być mamą malucha, który rozwija się harmonijne. Bo to, że każde dziecko ma swoje tempo jest teraz głośno artykułowane i tylko własnym rodzicom i ciociom trzeba tłumaczyć tę prawdę objawioną. Ale rozwój zgodny z naturalnymi etapami to już coś innego.

Kiedy widziałam dziecko o połowę młodsze od mojego, które robi to, co moje opanowuje powoli i to nie we właściwej kolejności, pomimo rehabilitacji od 3. miesiąca życia (obecnie 3x w tygodniu) – była to dla mnie sytuacja nowa i trudna. Przez chwilę. Zaraz zganiłam się za rozkminianie, próbę „biadolenia w myślach” i powiedziałam sobie, że przecież rozwój ruchowy to nie wszystko, pracujemy nad nim, a nasz wyczekany, wymodlony syn ma inne supermoce😉 I że przecież widzimy ewidentne postępy, dostrzegamy zmiany w motoryce dużej i małej oraz gigantyczne skoki w rozwoju intelektualnym!

Niemniej emocje pojawiły się niezależnie od mojej woli i wiem, że podobne sytuacje i podobne emocje nie raz zaprzątną jeszcze moją głowę. Jednak to ode mnie zależy co z tym zrobię i dziś postanawiam, że w przyszłości wszelkie próby porównywania naszego dziecka z innym dzieckiem będę ucinać w zalążku. Dla mojego własnego dobra i dla dobra naszego dziecka. Każdy ma swój czas, swoją drogę i ufam, że Bóg wie czemu Mały Człowiek wymaga teraz więcej wsparcia niż przeciętne niemowlę.

Kończę z wdzięcznością za dar macierzyństwa, za wczorajsze spotkanie i za tę godzinę i pięć minut o poranku, podczas których Mały Człowiek jeszcze śpi, a ja mogę spokojnie pisać.

2 komentarze

  • Karolina

    Bardzo ważny wpis na bardzo ważny temat. Świetnie, że go napisałaś. Choć mojego malucha na razie mogę porównywać tylko ze zdjęć czy jest bardziej podobny do mamy czy taty, to jestem mentalnie przygotowana na to, że po porodzie może być różnie – i wspaniale i bardzo ciężko albo 2 w 1.
    Zazdrość, tak. Często ją odczuwałam, gdy koleżanki wokół dumnie prężyły swoje brzuszki, przechodziły ciążę książkowo, a każdy zachwycał się ich kwitnącą urodą. W tym czasie ja wciąż nie mogłam pogodzić się ze stratą… I pytałam Boga, czemu ja też nie mogę mieć tak jak one.
    Z czasem, kiedy po raz drugi zaszłam w ciążę i wszystko zaczęło się układać, zdarzało mi się spotkać te kwitnące urodą koleżanki. W krótkich pogawędkach na temat ciąży i macierzyństwa wielokrotnie przekonałam się, że wszystko u nich tylko wyglądało tak kolorowo (w sumie to normalne, że nie chodziły z transparentem na plecach, że coś się dzieje nie tak). Jedna została skierowana do szpitala zakaznego z podejrzeniem toksoplazmozy, druga miesiąc przed porodem usłyszała, że jej dziecko ma guz na główce, trzecia pod koniec pierwszego trymestru obficie krwawila i przeszła poronienie zagrażające. I tak sobie pomyślałam- hej dziewczyno, nie masz na co narzekać, nie masz czego zazdrościć. Masz trochę skróconą szyjkę, ale twardą i zamknięta, nie ma konieczności przeprowadzania zabiegu, ani leżenia plackiem aż do rozwiązania, które już tuż tuż. Jest bardzo dobrze! Ale do tych wniosków doszłam po czasie, a wcześniej odrobina trucizny psuła mi krew…
    Super, że Ty szybko zorientowałaś się, co się dzieje w Twojej głowie i zniszczyłaś to w zalążku. Popieram Twoje podejście i życzę dużo cierpliwości w codziennej walce o poprawę motoryki Malucha. Kto wie, może już za dwa dni, a może za tydzień zobaczysz upragnione rezultaty. 3mam kciuki za Was! 🙂

    P. S. Widzę, że wpis z lipca, jak sytuacja się rozwinęła przez ostatnie 2 miesiące? 🙂

  • No to będę mamą

    Karolina, nie wiem jakim cudem całkowicie umknęły mi te komentarze! Dzisiaj mam chwilę, bo Mały Człowiek odpłynął, a ja postawialm sobie za cel zająć się wreszcie blogiem.
    Sytuacja była z lipca, teraz mamy już styczeń 2020. W sierpniu młodzian zaczął stawać, co nie zachwyciło fizjoterapeutki, bo krzywo stawiał jedną stopę i koslawił ją dość mocno. Dostałam polecenie „nie pozwalać wstawać” – było jednak totalnie absurdalne. To dziecko jest nie do zatrzymania;)
    Na ten moment (a w sobotę kończy 17 miesięcy) jeszcze samodzielnie nie chodzi. Dziewczynka z posta właśnie skończyła roczek i już śmiga sama. Mam już z tym luż i nie skupiam się na tym czego Mały Człowiek nie robi tylko na tym, co robi:) Fizjoterapeutka twierdzi, że teraz motoryka już pójdzie szybko, bo młodzian chodzi przy meblach, za ręce i przesuwa krzesła:) I ma niezły ubaw ze stania na swoich nogach (co ćwiczy od kilku dni).

Skomentuj No to będę mamą Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *