dieta

Warsztaty „6 kroków wyjścia z alergii” i wizyta u dietetyka – jak zaczęła się wielka rewolucja nie tylko w mojej diecie

Drobna informacja na początek – ten post nie jest otwartą reklamą publikacji ani usług pani Bożeny Kropki, nie zawiera lokowania produktu, ani nie jest tekstem sponsorowanym. Napisałam go pragnąc podzielić się kolejnym doświadczeniem na drodze do przygotowań do ciąży.
Zaczęło się od książki Bożeny Kropki pt. „Pokonaj alergię – żywienie zdrowego i chorego człowieka”. Pani Kropka to dietetyczka, o której usłyszałam od mojej koleżanki, matki alergika. Zainteresowałam się publikacją, bowiem od kilku lat codziennie biorę steryd wziewny na astmę i wcale a wcale mi się to nie podoba. Dietą dr Dąbrowskiejpróbowałam się wyleczyć, ale nie było to najmądrzejsze posunięcie (na chwilę odstawiłam steryd, jednak po pół roku, gdy nie mogłam złapać tchu, już wiedziałam, że sobie nie pomogłam).
Koleżanka zaczęła gotować zgodnie z zasadami z książki, głównie wg zamieszczonych w niej przepisów i była zachwycona. Kupiłam więc książkę, przeczytałam od deski do deski i pomyślałam „o, matko jedyna”. Byłam załamana, bo ilość wiedzy i zależności mnie przygniotła. Szczególnie podłamała mnie informacja, że alergie i nietolerancje pokarmowe to dopiero początek tzw. marszu alergicznego, po nich pojawia się astma, po niej choroby autoimmunologiczne, np. Hashimoto, a potem może pojawić się jeszcze rak. Celem wprowadzenia i przestrzegania właściwej diety jest zatrzymanie marszu, odbudowa jelit, wzmocnienie organizmu i poprawa jakości życia. Brzmi zachęcająco. Nie mogłam się jednak uwolnić od myśli – ale jak? Co teraz? Od czego zacząć? Wypisałam sobie, czego nie powinnam jeść ze względu na zawartość histaminy (przy alergiach produkty, które ją zawierają, wzmagają alergie. Ta informacja odpowiedziała mi na pytanie dlaczego po czerwonym winie zaczynałam się dusić:))
Nieco później robiłam kolejne badania homocysteiny i hormonów tarczycy. Wyniki mnie zmroziły – homocysteina – ponad 15, TSH – 4,93! To nie są poziomy, przy których można starać się o dziecko. Co robię nie tak?
Impulsywnie sięgnęłam po telefon i zadzwoniłam pod numer na stronie, żeby umówić się na wizytę. Dowiedziałam się jednak, że warunkiem zapisania się na spotkanie jest uczestnictwo w warsztatach. Koszt warsztatów – 300 zł, pierwsza wizyta – 300 zł. Zgrzało mnie. Byłam jednak tak zdesperowana i zagubiona, że postanowiłam zainwestować. Warsztaty miały się odbyć we wrześniu, a wizyta dzień później – oba wydarzenia dość daleko od mojego miejsca zamieszkania, toteż niezbędne było jeszcze zorganizowanie noclegu i dojazdu. Bez auta była to prawdziwa wyprawa i ogromny koszt, ale WARTO BYŁO.
Warsztaty trwały od 9:00 do 17:00. Na początku było krótkie przedstawienie się uczestników; w grupie ok. 30 osób większość miała alergie albo Hashimoto, albo dzieci z alergią. Okazało się, że ludzie przyjechali z całej Polski, a wśród przyjezdnych był nawet lekarz, który miał alergie:)
Pierwsza część miała charakter wykładu oraz serii pytań i odpowiedzi, druga część była warsztatem – asystentka, pani Grażyna, pokazywała jak szybko i zdrowo gotować potrawy jednogarnkowe i piec chleb bez drożdży i zakwasu.
W ramach przerwy kawowej mogliśmy rozkoszować się zdrowymi ciasteczkami bez cukru, mleka i glutenu, a kawę mieszać z mlekiem kokosowym i migdałowym własnej roboty.
Świetny był także obiad, ugotowany zgodnie z zasadami zdrowego żywienia.
Podczas warsztatów zrozumiałam wreszcie o co chodzi z tymi kosmkami jelitowymi, glutenem, dlaczego mleko szkodzi dorosłym, upewniłam się w tym, że rzucenie białego cukru to była bardzo mądra decyzja. Zamarzyłam też o wyciskarce do soków i urządzeniu do robienia mleka.
Z warsztatów wyszłam naładowana wiedzą i potrzebą natychmiastowego podzielenia się wszystkim, czego się dowiedziałam. Zadzwoniłam do męża i przez godzinę streszczałam temat:)
Warsztaty były jednak początkiem historii.
Kiedy dotarłam do hoteliku, w którym zatrzymałam się na noc, zaczęłam spisywać jadłospisy z ostatnich 14 dni (konieczne na pierwszą wizytę). Miałam notatki na karteluszkach i trzeba było przenieść je do ankiety. Im dalej w las tym coraz bardziej byłam podłamana. WYDAWAŁO MI SIĘ, że jem zdrowo. Bzdura! Jadłam monotonnie, kilka produktów na krzyż, najczęściej tahini (pastę sezamową), kaszę jaglaną i płatki owsiane – bo to szybkie „dania” do przygotowania w pracy. Po postach Daniela jadłam też trochę warzyw, ale nie stanowiły w danym momencie podstawy jadłospisu. Już w trakcie wypełniania ankiety wiedziałam, że nie jest dobrze.
Pierwsza wizyta u pani Kropki trwała ponad godzinę. Przejrzała ankietę oraz wyniki badań, które musi wykonać każdy pacjent (są podane na stronie), zapytała z czym konkretnie przychodzę i czego oczekuję. Później przeglądała moją teczkę z wynikami wszystkich badań oraz spisaną przeze mnie „historię choroby”. Porozmawiałyśmy o tym, że nie wiem, jak żyć:) Bo faktycznie nie wiedziałam już co jeść, żeby było dobrze, żeby pozbyć się alergii, astmy, wesprzeć tarczycę i w tym wszystkim jeszcze pamiętać o mutacjach genu MTHFR i PAI-1. I przede wszystkim – w jaki sposób przygotować się do czwartej ciąży?
W wyniku wywiadu, analizy dokumentacji i rozmowy m.in. o charakterze mojej pracy dostałam konkretne zalecenia. Ze względu na to, że sierpniowy post Daniela obciążył mój organizm, a poziom IgE całkowitego wynosił 841 g/l (przy normie do 0,0003 g/l) pierwszym etapem  miało być odbudowanie śluzówki jelit. Na co najmniej 3 miesiące miałam przejść na dietę bezmleczną, bezcukrową i bezglutenową. Ale to jeszcze nic. Dodatkowo oprócz wykluczenia miałam dołożyć rotację – jedzenie konkretnych produktów co 4 dni. Żeby to ukonkretnić – jeśli w poniedziałek z węglowodanów zjem kaszę gryczaną, we wtorek komosę ryżową, w środę kaszę jaglaną, a w czwartek ziemniaki to grykę mogę zjeść ponownie dopiero w piątek. Ta sama reguła dotyczy białka, owoców, tłuszczy, nieco wygodniej jest z warzywami krzyżowymi – te można jeść co dwa dni. Najgorsze – musiałam pożegnać się z wszystkimi przyprawami i ziołami oraz herbatami.
Z gabinetu wyszłam z konkretną rozpiską ile czego mam jeść i jak gotować, żeby posiłek był zbilansowany. Najlepszym rozwiązaniem miały być potrawy jednogarnkowe, czyli wrzucone do jednego garnka składniki w odpowiednich proporcjach i kolejności.
Z jednej strony miała zacząć się nowa przygoda, która doprowadzi mnie do pełni albo choć dużej poprawy zdrowia, ale z drugiej czułam, że nie będzie łatwo.
I nie myliłam się.
Mój mąż, także alergik, którego wyniki badan pokazałam dietetyczce i otrzymał te same zalecenia, postanowił, że do końca listopada będzie na diecie razem ze mną. Kochany! Dzięki temu zdobyłam pomocnika w kuchni!
Początki były trudne. Przygotowywanie warzyw, których mieliśmy zjadać łącznie 3 kg (obieranie, krojenie, gotowanie) zajmowało nam horrendalną ilość czasu (2,5-3,5 godziny dziennie) i niedosypianie stało się regułą. Do pierwszej-drugiej w nocy staliśmy w kuchni przy garach, żeby na rano mieć wszystko przygotowane, a po przebudzeniu zjeść ciepły posiłek, spakować słoiki i pojemniki i ruszyć do pracy. Aaa, nie wspomniałam, że wszystkie posiłki mamy jeść ciepłe. To komplikuje nieco temat. Problemem też jest to, że zdarza się, że nie zjemy wszystkiego, co zostało ugotowane na dany dzień, a przez kolejne 3 dni nie możemy tego tknąć. Więc ląduje na stole u sąsiadów, żeby się nie zmarnowało. Choć przyznaję, że czasami zdarzyło mi się z bólem serca coś wyrzucić.
Widzę jednak wielkie plusy diety rotacyjnej! Na ten moment:
  1. Jem tak różnorodnie, jak nigdy dotąd.
  2. Nauczyłam się planowania posiłków na tydzień i robienia zakupów tak, żeby nic albo bardzo niewiele  zostawało w lodówce.
  3. Odkryłam zupełnie nowe smaki i połączenia produktów.
  4. Nie muszę się zastanawiać, co by tu zjeść, bo lista dozwolonych produktów się nie zmienia:)
  5. Mój M. jest szalenie aktywny w kuchni:)
  6. Poziom IgE całkowitego z 842 IU/ml spadł w ciągu półtorej miesiąca do 530 IU/ml! Znaczy – działa!
Za miesiąc mam kolejną wizytę i cichą nadzieję, że nie będę musiała trzymać się tak restrykcyjnych zaleceń. Gdyby jednak tak się nie stało to dziś wiem już jedno:
PO PRZEŻYCIU DIETY ROTACYJNEJ PRZEŻYJĘ WSZYSTKO:)
A dla tych, którzy chcieliby zgłębić nieco temat podrzucam link do bardzo ciekawej strony o diecie  eliminacyjnej: dietaeliminacyjna.pl
A tu moja pani dietetyk na szklanym ekranie:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *