dziecko,  macierzyństwo,  podsumowanie

Jak przygotować się do połogu – psychika

POŁÓG

O połogu czytałam sporo przed porodem, ale ŻADEN artykuł, filmik na You Tube ani szkoła rodzenia nie przygotowały mnie na to, czego jako młoda stażem, 37-letnia mama, doświadczałam przez te pierwsze 6 tygodni. 

Wkrótce czeka mnie ponowna jazda bez trzymanki i doskonale mając w pamięci tamten połóg zamierzam jak najlepiej przygotować się do kolejnego. 

Nie demonizuję (chyba;)), nie generalizuję, piszę jak było u mnie i jakie wnioski z tego wyciągnęłam. Żeby nie było – to, o czym piszę dotyczy tylko jednego fragmentu puzzli – moich stanów psychicznych. Oczywiście wylewał się ze mnie ocean radości i wdzięczności, że zostałam mamą, jednak przykrywały go całkiem spore fale innych emocji. I o nich dziś napiszę. 

PORÓD

Wpis w karcie ciąży: ciąża czwarta, poród pierwszy. W 39 tygodniu, siłami natury, po podaniu oksytocyny, a wkrótce po niej znieczulenia zewnątrzoponowego. Od momentu przyjazdu do szpitala do przytulenia syna minęły niecałe 4 godziny, więc poród był całkiem OK.

HORMONY ROZWALAJĄ MÓZG 

Tak. Naprawdę tak uważam. Inaczej nie da się wytłumaczyć tego, co działo się ze mną – kobietą dojrzałą i samoświadomą – po powrocie ze szpitala do domu. W jednej chwili patrzyłam na nowonarodzonego Małego Człowieka z czułością, miłością, przejęciem, dziękowałam Bogu za ten piękny cud i za to, że mam takie szczęście być mamą, i że teraz to już zawsze będzie wspaniale, a już po chwili zalewałam się łzami nad swoim losem. Wyrzucałam sobie, że nie jestem godna, by być matką takiego cudu, że nie ogarniam tak, jak POWINNAM, że to dziecko byłoby szczęśliwsze, gdyby mnie nie było. Naprawdę takie myśli pojawiały się w mojej głowie.

Przed porodem naczytałam się blogów „parentingowych”, książek o wychowaniu i teoriach, rozrysowywałam przestrzeń w domu i planowałam z dokładnością do centymetra, co gdzie będzie w sypialni, a co w pokoju dziennym. Błyskawicznie okazało się, że do kosza mogę wrzucić swoje plany, bo potrzeby moje i Małego Człowieka były inne, a ja byłam przygnębiona tym, że coś „idzie” niezgodnie z założeniami. 

Otrzymywaliśmy wielką pomoc od moich teściów w postaci obiadów, a ja zamiast czuć ulgę, bo nie musiałam nic gotować przez pewien czas, byłam zła, że Mąż jedzie po posiłki na rowerze, bo mu to zabiera więcej czasu, który mógłby spędzać ze mną. I za chwilę standardowo kłuły mnie wyrzuty sumienia, że nie jestem wdzięczna tylko marudzę. 

Raz patrzyłam na Męża tulącego Małego Człowieka z podziwem i zachwytem, za chwilę z zazdrością, po chwili z nienawiścią, a po sekundzie z gigantycznym wyrzutem sumienia za swoje myśli. Nie rozumiałam skąd takie skrajne emocje. 

Gdy mały płakał i próbowałam go uspokoić, droga od cierpliwego bujania pełnego empatii, przez irytację, po prawdziwy wnerw bywała bardzo krótka. Tak, zdarzyło mi się kilka razy szarpnąć we frustracji za mocno wózkiem. I natychmiast pojawiał się potężny wyrzut sumienia z tym głosem w środku, który krzyczał: i coooo, tyle na niego czekałaś, a tak się zachowujesz???

W ogóle byłam wtedy chodzącym wyrzutem sumienia. 

Pamiętam też dokładnie jeden wieczór dwa tygodnie po porodzie. Mąż wyszedł na chwilę, wraca i zastaje mnie zalaną łzami. Pyta – co się stało? A ja na to, najszczerzej na świecie – NIE WIEM. Po prostu nagle, bez ostrzeżenia zaczęłam wylewać z siebie hektolitry wody czując się jak bagno. 

Do tego dochodziły sny, w których widziałam tragiczne wypadki z Małym Człowiekiem w roli głównej. Obrazy były makabryczne. Naprawdę. Nigdy nie oglądałam ani nie czytałam horrorów, jak w filmach pojawiają się brutalne sceny zamykam oczy. Mimo to umysł fundował mi takie senne wizje, że czasem bałam się zamykać oczy. 

NIKT nie wspominał, że tak może być. Mówili o baby blues i depresji poporodowej, ale NIKT nie powiedział jak to faktycznie może wyglądać i że tak mocno działają rozchwiane hormonu. Euforia zamieniała się w smutek lub rozpacz w dowolnych momentach. Nie rozumiałam co się ze mną dzieje i czemu się dzieje. Za to doskonale obwiniałam siebie za każdy ból tego świata. To było koszmarne. A najgorsze, że wstydziłam się komukolwiek o tym powiedzieć, bo czułam się wystarczająco rozczarowana sama sobą i swoim macierzyństwem i nie chciałam, żeby to „wyszło”. Poza tym zawsze byłam „twarda” i ogarnięta więc co, „ja sobie nie poradzę?”

Tak, rozumiem teraz, że po porodzie można popaść w taki stan psychiczny, że wyrzuca się swoje maleńkie dziecko przez okno wieżowca. Straszne? Straszne. 

JAK ŻYĆ W POŁOGU?

Teraz przynajmniej naprawdę WIEM, co się może dziać w mojej głowie. Nie wiem na ile mogę się przygotować na ponowną sieczkę, ale przynajmniej będę wiedzieć, że zmienne stany mają swoje źródło, na które nie mam większego wpływu i wierzę, że to pozwoli mi chociaż nie dokładać sobie destrukcyjnych wyrzutów sumienia. Na szczęście hormony w końcu się stabilizują więc ta poporodowa karuzela ma swój moment zatrzymania. Przynajmniej u mnie miała. 

CO ZAMIERZAM WDROŻYĆ W KOLEJNYM POŁOGU:

  1. Ten tekst przeczyta kilka bliskich mi osób. Chcę je UPRZEDZIĆ I UWRAŻLIWIĆ na to, by były uważne i obecne szczególnie, gdy Mąż po urlopie tacierzyńskim wróci do pracy.
  1. Zamierzam ZATRUDNIĆ DO POMOCY NIANIĘ, która będzie wpadać na 3-4 godziny dziennie i wspierać w aktualnie potrzebny sposób.
  1. Planuję bez stresu i dystansu, jaki miałam po narodzinach Małego Człowieka, PROSIĆ O WSPARCIE DZIADKÓW I PRZYJACIÓŁ. Ugotowany obiad, szybkie zakupy, umycie naczyń albo spacer z dzieckiem to jest wielka wyręka. Nie mam już potrzeby być super-matką-ogarniaczką, co wszystko robi SAMA na najwyższym poziomie. 
  1. Dbać o TOWARZYSTWO. Zamierzam uprzedzić przyjaciółki i koleżanki, że będę łaknęła ich obecności, żeby po prostu BYŁY. Wierzę, że nie będę mieć wówczas czasu na dumanie i wyrzuty. 
  1. I przede wszystkim postanawiam już NIC WIĘCEJ NIE CZYTAĆ o macierzyństwie i rodzicielstwie do momentu powrotu psychicznej równowagi po porodzie. Poprzednio zbudowałam sobie obraz idealnej siebie-matki wg konkretnych koncepcji i wyobrażeń, a rzeczywistość boleśnie zweryfikowała moje fantazje. Teraz już żyję bez spiny i bez spiny chcę wejść w rolę mamy dwóch maluchów. Ideały, koncepcje, wizje, metody – to wszystko jest ważne, ale ważniejsze jest znajdowanie we wszystkim balansu i odpuszczanie bez spiny. 

Być może to, o czym napisałam, to dla wielu Mam jakaś chora wersja połogu wzięta z księżyca. Jeśli jesteś Mamą, która podobnie jak ja, zmagała się ze swoją psychiką – zostaw komentarz. Będzie mi miło wiedzieć, że nie  jestem całkowitym odmieńcem;) A jeśli wprost przeciwnie – też napisz! To da mi nadzieję, że może być inaczej!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *