podsumowanie,  życie

Leżę i myślę. Dziennik z czasów kwarantanny. Wdzięczność.

Czwartkowe południe. 

Mały Człowiek jest na spacerze z dziadkiem, a ja leżę i myślę. 

Tych myśli pojawia się w ostatnim czasie tak wiele, że postanowiłam właśnie poklikać trochę po ekranie telefonu i pozbyć się części z głowy.

Tak, wiem, kiedy pojawił się mój ostatni post, kiedy komentarze, że oto już za moment wskoczy kolejny i wiem, jak wygląda moja blogowa rzeczywistość. Blogowanie pełną parą, nie ma co😉 Ale wracam z wiarą, że jeszcze mam grono Czytelniczek😉

Dzisiejsza treść będzie taką stop klatką, zatrzymaniem tu i teraz. Mam też nadzieję, że kopniakiem do uzupełnienia braków, bo czekają prawie gotowe posty. 

LEŻĘ

Leżę od miesiąca niemal cały czas, zmieniając tylko pozycję z lewego boku na prawy i z powrotem. Leżę też trochę na plecach, ale to akurat najmniej mi służy. Czasem wstaję, bo jeść łatwiej w pozycji siedzącej, a i do łazienki trzeba wyjść.

Leżę, bo najpierw jeden lekarz mnie nastraszył, że jak nie poleżę to się spotkamy w szpitalu na dłuższe leżenie, a potem drugi stwierdził, że to leżenie nie do końca przyniosło oczekiwany rezultat i muszę leżeć dalej. Chwilę leżałam w szpitalu, z którego szczęśliwie dość szybko mnie wypisali. 

W stan leżenia przeniosłam się ze stanu „siedzenia” w domu w związku z covid-19 za oknem, więc to leżenie nie było nawet jakimś gigantycznym szokiem. Na szczęście. Nawet Mały Człowiek jakoś się w tym odnalazł. 

I MYŚLĘ

Teraz myślę, że to leżenie było i jest pewnym błogosławieństwem. 

Moje chłopaki nigdy dotąd nie spędziły z sobą tyle czasu, co w ciągu tego miesiąca i, jak powiedział mój Mąż, to dla niego bardzo cenne w budowaniu relacji z synem. A Mały Człowiek doświadcza, że mama nie musi być obecna 24/7, żeby było bezpiecznie, dobrze i wesoło. Co i mnie cieszy choć na początku było trochę dziwne. 

Leżę i pracuję – doświadczam, że można zarządzać projektami z pozycji horyzontalnej, pisząc maile na czterocalowym ekranie telefonu i spotykając się online. 

Leżę i poszerzam horyzonty przedzierając się przez kolejne pozycje książkowe. 

Leżę i słucham, jak polskie wspólnoty uwielbiają Boga czuwając internetowo przed Zesłaniem Ducha Świętego. Szczególnie uderza mnie charyzmat Marty Miłuńskiej z Projektu Przebudzenie. 

Leżę i zachwycam się dobrocią, miłością i troskliwością moich teściów, u których mieszkamy od wyjścia ze szpitala. Naprawdę nie ma jak u mamy!

Leżę i lubię chwile, gdy Mały Człowiek przychodzi poleżeć wtulony we mnie albo poczytać Pucia po raz setny. 

Leżę i doceniam możliwość rozmowy twarzą w twarz, uścisk dłoni, śpiew nie solo, swobodny spacer gdziekolwiek nogi poniosą. 

Leżę i cieszę się, że nie mam wymówek pt. „nie mam czasu”. 

Leżę z przekonaniem, że to leżenie ma sens. Wiem, że przygotowuje nas do tego, co nastąpi już niebawem. Jestem wdzięczna za to leżenie, za to, co z niego wynika i co jeszcze wyniknie. I za to, że wiem, że jest ograniczone czasem. W końcu wstanę. A jak wstanę to czuję, że moje życie już nigdy nie będzie takie jak przedtem. 

Jeden Komentarz

  • Karolina

    Jestem! Co i raz zaglądam 😉
    I dziś spotkała mnie niespodzianka!
    Dziękuję za wpis. Jest dla mnie trochę tajemniczy, bo w sumie nie wiem do końca czemu leżysz, ale chyba tak miało być, żeby zaciekawic czytelnika dalszym ciągiem. Zatem- udało się! 😉
    Chyba, że to ja słabo myślę, a odkąd urodził się syn zauważam znaczny spadek mojego poziomu intelektualnego, za wyjątkiem tych kwestii które dotyczą niemowlaka, rozszerzenia diety, zabawiania, rozwoju itd itp. Kiedy ten regres się skończy?
    Super, że kwarantanna służy Tobie i Twojej rodzinie. My też ją całkiem nieźle znosimy. Trochę się martwiłam czy wszystko u Ciebie w porzadku, ale widzę, że raczej jest ok- wszędzie dostrzegasz pozytywy 😉
    Niecierpliwie czekam na kolejny wpis. Życzę szybkiego powrotu do pełni sił!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *