Dlaczego musiałam zmienić lekarza prowadzącego w trakcie ciąży i czy warto było?
Rozpoczęliśmy III trymestr czwartej ciąży. Z początkiem września na świecie pojawi się nasz potomek, który nie pozwoli zaginąć nazwisku swego ojca, a mego Męża:)
Ogólnie ciąża przebiega fantastycznie i wszyscy dookoła mówią, że „stan błogosławiony mi służy”.
Jedna tylko rzecz mnie zmęczyła – zabawa w „znajdź doktora”. W ciągu ostatnich 5 miesięcy „łapałam” moją panią ginekolog w trzech placówkach, przy czym w dwóch odpłatnie, płacąc dodatkowo za badania, które teoretycznie miałam mieć w ramach pakietu. Ale miesiąc temu postanowiłam, że rozejrzę się jednak za nowym lekarzem, bo męczy mnie zarówno to, że ciężko „trafić” na moją panią doktor, jak i to, że poza wizytami nie mam z nią żadnego kontaktu pomimo otrzymania od niej numeru telefonu. Nie jestem panikarą, ale czasem potrzebuję coś skonsultować zanim pojawię się na wizycie za 3 tygodnie. A tu, zazwyczaj w ramach pytania w smsie – echo, albo odpowiedź po kilku dniach.
W międzyczasie okazało się, że już nie pracuje w naszym centrum medycznym, w klinice leczenia niepłodności nie prowadzą ciąż (!!!???) i nie mogę tam już przychodzić, a trzecie miejsce, gdzie ją znalazłam, nie ma dostępnych godzin.
Z lekkim nerwem wygooglałam wszystkich pozostałych lekarzy w centrum i znalazłam jedną (JEDNĄ!) lekarkę, która miała zachęcające opinie. Udało się zapisać i tak oto przedwczoraj, trochę eksperymentalnie poszłam na wizytę.
Eksperymentalnie, bo nie znalazłam informacji, że pani doktor ogarnia mutacje. I właściwie podczas wizyty ta niewiedza trochę objawiła się tym, że dostałam skierowanie do pana profesora XY (prywatnie), który ma ocenić mój stan oraz propozycję położenia się na oddziale patologii ciąży, żeby poobserwować czy wszystko OK z dzidziusiem.
Nie odniosła się w żaden sposób do moich supli, nie pytała jakie dawki supli biorę, potwierdziła tylko, że Acard 75, Clexane 0,4 i Luteina 2×100 są OK i zaleciła dodanie magnezu (mam skurcze łydek).
Na moją prośbę pozlecała szereg badań (widziała w karcie, co zlecała jej poprzedniczka i dodała to, co powinnam mieć zrobione na tym etapie ciąży). Ogólnie była miła i życzliwa, choć nie sprawiała wrażenia, że jest w temacie mutacji na bieżąco.
Miałam jednak parę ogólnych „ale”: w gabinecie nie ma USG (!) więc nie mogła nawet sprawdzić czy wszystko jest w porządku z dzieckiem. Zrobiła tylko badanie tętna płodu. Dostałam skierowanie na USG brzucha oraz USG piersi, ale wykonuje je inny lekarz, a terminy są za 2-3 tygodnie!
Druga rzecz – wypisała mi receptę bez refundacji z prośbą, żebym poszła do lekarza rodzinnego i poprosiła o przepisanie recepty. Sporo zachodu. A fakt, że lekarz prowadzący ciążę nie może zrobić USG podczas wizyty to dla mnie jakaś wielka pomyłka (taka organizacja placówki, choć wcześniejsza lekarka raz to obeszła i wbiła się do zabiegowego).
Ale jeden cel osiągnięty – skierowanie na badania, za które nie zapłacę kolejnych milionów monet.
Dzień później trafiłam do lekarza polecanego bardzo na jednej z grup dla osób z mutacjami MTHFR. Na Znanym Lekarzu ma ponad sto pozytywnych opinii i wszystkie są na 5*. Tę wizytę umówiłam już jakiś czas temu, bo wiedziałam, że niezależnie od tego, jak przebiegnie wizyta w centrum medycznym, ten lekarz wie, co robić.
Wierzyłam jednak, że może i pani w centrum będzie na tyle obeznana w temacie, że do centrum przeniesiemy się z prowadzeniem ciąży, bo nasze wydatki w kategorii ZDROWIE to już jest totalna masakra.
Młody pan doktor wysłuchał, wyjaśnił, że przy heterozygocie MTHFR i PAI-1jest mniejsze niebezpieczeństwo niż przy homozygocie, ale nadal to ciąża wysokiego ryzyka i istnieje spore niebezpieczeństwo przedwczesnego porodu.
Zbadał mnie dokładnie, zrobił USG, ocenił stan na dobry, choć mam więcej odpoczywać na leżąco ze względu na stan szyjki macicy (jest zbyt miękka, co może poprzedzać przedwczesny poród).
Do obecnego zestawu leków dodał jeszcze Duphaston, folian Solgara, magnez i … syntetyczny kwas foliowy, bo powiedział, że przy homozygocie on jest niebezpieczny, ale przy heterozygocie zawsze się coś wchłonie.
I to mi rzuca jakiś cień na jego zalecenia, bo z kolei moje „guru” od metylacji – Beata Stachnik, autorka bloga o polimorfizmach, z którą konsultowałam się w grudniu, , mówi stanowczo NIE. Kiedy jednak pokazałam opakowanie zleconych przez p. Beatę witamin Optimal Prenatal, powiedział, że są OK.
Tak czy inaczej z wizyty byłam ogólnie zadowolona, dostałam zlecenie na kolejne konkretne badania i zaproszenie na wizytę po 2 tygodniach.
W drodze powrotnej analizowaliśmy z mężem wizytę oraz wszystkie za i przeciw prowadzenia ciąży przez konkretnych lekarzy. Jesteśmy na ostatnim etapie i na pewno potrzebujemy rzetelnej, rzeczowej osoby, która wie, co robi, do której mamy zaufanie i z którą mamy kontakt. Na dzień dzisiejszy skłaniamy się ku panu doktorowi godząc się z tym, że jeszcze przez jakiś czas nasz budżet będzie miał permanentny deficyt. Bo nie wyobrażam sobie chodzenia do dwóch lekarzy jednocześnie, przy czym do jednego tylko po to, żeby dostać skierowanie na badania, które mam już opłacone w pakiecie. Fatalnie bym się z tym czuła.
Pozostaje nam dziękować Bogu, że mogliśmy odłożyć trochę środków wcześniej.
Ps. Po napisaniu posta zrobiłam małą sondę na jednej z grup posiadaczek MTHFR i okazało się, że nie jestem jedyną istotą, która konsultuje się u dwóch lekarzy. Niektóre dziewczyny mają nawet założone dwie karty ciąży:)
Wszystko dla dzidziusia:)