Pourlopowe dumania i podsumowania
Mały Człowiek usnął, został nam jeszcze kawałek jazdy autem do domu i wykorzystuję czas na pourlopowe dumania skoro nie zabawiam dziecięcia.
Przede wszystkim stwierdzam z przekonaniem, że kocham moją rodzinę jeszcze bardziej niż przed wyjazdem. Wspólne spędzanie czasu: zwyczajne bycie razem i wylegiwanie się w łóżku, zabawy na podłodze, niespieszne śniadania czy obserwowanie jak tatuś doprowadza syna do perlistego śmiechu to najcudowniejsza rzecz na świecie.
Zero pośpiechu, zero planu, zero spiny.
W codzienności, gdy trzeba zadbać o wiele aspektów życia tj. jedzenie, picie, względny porządek, pranie, rehabilitacja, spotkania z rodziną, praca itd. gdzieś mi się traci ta beztroska, jaką mieliśmy podczas tych dwóch krótkich cykli wypoczynku.
Mały Człowiek, spędzający prawie całe dnie na powietrzu, szybko zasypiał więc mieliśmy z Mężem chwile dla siebie, o które walczymy na co dzień. A nie zawsze tę walkę wygrywamy umęczeni dniem czy tygodniem. Odbyliśmy wiele miłych i konstruktywnych rozmów w międzyczasie.
Podsumowywaliśmy nasze wybory, tryb życia, plany. Zanotowałam sobie kilka punktów, którymi się dzielę. Ciekawa jestem czy macie podobne przemyślenia, wnioski lub stany.
- Mamy za dużo rzeczy w domu. Wydawało nam się, że i tak spooooro oddaliśmy, sprzedaliśmy lub wyrzuciliśmy ale i tak wciąż jest nadmiar. W związku z tym postanowiliśmy znów zrobić przegląd i pozbyć się kolejnej partii przedmiotów.
- Szkoda mi, że już wracam do pracy. Niby tylko na pół etatu zamiast na cały i do tego w nowe, fajne miejsce, ale i tak jest mi z tym trochę smutno.
- Chciałabym móc pracować i zarabiać godnie robiąc to, co teraz robię non-profit, wykorzystując swoje umiejętności i charakter. Mogłabym wówczas pracować zdalnie w dopasowanych do moich możliwości godzinach, a częściowo z towarzyszącym mi dziecięciem. I przede wszystkim konkretnie na Bożą chwałę. Bez konieczności oddawania Małego Człowieka pod opiekę babci i niani. Obie są cudne (przyszła niania to moja koleżanka) jednak świadomość, że zostawię synka na pięć godzin dziennie mnie bardzo boli.
- Mam w głowie masę pomysłów odnośnie tego, co moglibyśmy robić jako organizacja, której jestem członkiem. Gotowe wizje przelatują mi przez głowę i część spisuję, częścią dzielę się z innymi. Wiem, że posiadam talent do łączenia ludzi i zarządzania ludźmi i zadaniami. Chciałabym, żeby ktoś mądry mnie wziął i powiedział: stara, idź w to czy tamto albo: weź się ogarnij i przestań kombinować. Póki co modlę się o jakąś konkretną wizję co robić. Bo mi się czas „urlopu” macierzyńskiego kończy.
- W tym wszystkim jest jeszcze rehabilitacja Małego Człowieka, który zupełnie ma w nosie normy rozwojowe i idzie sobie swoją pokręconą kolejnością. Ćwiczenia, których dzień i godzina są ustalane z tygodnia na tydzień, czyli totalnie nieregularnie i nie mam na to żadnego wpływu, jakoś muszę wpleść w to moje pół etatu, bo syn z nikim na ćwiczeniach nie zostanie. Próbowaliśmy i była rozpacz, panika, katastrofa.
- Czuję się mentalnie gotowa na to, by starać się o kolejne dziecko. W tym roku kończę 38 lat i zasadniczo nie ma na co czekać. Nie wiem czy kolejna ciąża to jest Boży plan na nasze życie. Póki co moje ciało jeszcze nie funkcjonuje standardowo więc zostawiam ten temat Jezusowi i zaczynam się modlić słowami, które wypowiadałam już milion razy: „Jezu, Ty się tym zajmij.”
- Postanowiliśmy ponownie pochylić się nad naszym finansowym arkuszem w Excelu. Spisujemy wydatki od dnia ślubu, niby próbujemy robić budżet, ale się go nie trzymamy sztywno i w tym roku ciągle jesteśmy pod kreską. Regularnie wybieramy oszczędności i trudno powiedzieć, że mamy prawdziwą poduszkę finansową. Niby nie szalejemy, nie trwonimy pieniędzy na głupoty a mamy poczucie, że po sześciu latach małżeństwa jeszcze nie zarządzany pieniędzmi właściwie. Mąż czyta blogi Michała Szafrańskiego, Marcina Iwucia, oboje połknęliśmy książkę Bartka Nosiadka, mamy sporo wiedzy ale ciągle złe myślenie o finansach osobistych.
- Postanowiliśmy też, że wspólnie obmyślimy strategię na przygotowywanie posiłków. Jak byliśmy na diecie rotacyjnej, gdzie mogliśmy spożywać niewielki repertuar produktów, to byliśmy genialnie zorganizowani w kuchni. Czas wykorzystać tamto doświadczenie w obecnych realiach.
- W czasie jazdy wymieniliśmy też kilka wniosków dotyczących stricte organizacji wypoczynku, ale to zostawiam już na osobny post.
To tak w skrócie, co mnie/nam przeleciało przez myśl. Jak mnie poniesie to skrobnę osobnego posta lub posty rozwijając powyższe punkty. A póki co żegnam się ciepło zostawiając pytanie – jakie są Wasze pourlopowe dumania?
Jeden Komentarz
Pingback: