trombofilia

I znów czekanie na wyniki – czyżby trombofilia?

Oto stało się.

Wróciliśmy po urlopie, który świadomie zadedykowaliśmy naszemu dziecku. Codziennie modliliśmy się o to, żeby Bóg obdarzył nas szkrabem najszybciej jak to możliwe.
Wierzę, że wcześniej czy później tak się stanie bez względu na to, jakim sposobem – naturalnie czy poprzez adopcję.
Telefon z przychodni zadzwonił pewnego pod koniec sierpnia i miła pani recepcjonistka umówiła nas na wizytę u genetyka i odczytanie wyników.
Termin – za tydzień od dnia telefonu.
Mamy dowiedzieć się, czy któreś z nas ma mutacje w genach potencjalnie odpowiedzialne za poronienia.
Na wizytę jechaliśmy rowerami, starając się nie pędząc jak wariaty, ale dojechać w miarę przed czasem, by zdążyć się przygotować. Przygotować – czyli przebrać w kulturalne ciuchy, uczesać, odsapnąć.
Przed gabinetem były jeszcze dwie pary patrzące na nas nieco dziwnie (to pewnie przez te moje tenisówki „rowerówki”, które skomponowałam z sukienką:)).
Przyznam szczerze, że miałam przez chwilę taką myśl, że gdyby się okazało, że coś jest nie tak – to przynajmniej mielibyśmy trop. Mój mąż jednak sprowadził mnie na ziemię i do gabinetu wchodziłam z przeświadczeniem, że jeśli coś ma być to będzie. A jeśli nie – szukamy dalej.
Moja własna reakcja w momencie, gdy lekarka wyciągała teczki, niezwykle mnie zaskoczyła. Denerwowałam się, że jednak coś nam „wyszło”!
Ale nie. Oboje mamy prawidłową liczbę właściwych chromosomów – po 46.
Pytam więc – co teraz?
-Teraz męża zostawimy już w spokoju, a sprawdzimy czy nie ma pani trombofilii.
-Czyli? – pytam.
-Nadkrzepliwości krwi.
-No dobrze, jeśli mam to co wówczas?
-Wówczas medycyna ma kilka możliwości, ale poczekajmy na wyniki.
-Dobrze, a druga opcja – nie mam – co wtedy?
-Proszę pani – powiedziała lekarka – od dwóch lat robimy to badanie w tej przychodni i spotkałam tylko dwie osoby, którym tu nic nie wyszło.
-Mhm. A czym się to objawia? – pytam.
-Tym, że krew bardzo szybko krzepnie, puchną nogi….
-O! Moje nogi puchną ostatnio potwornie! Może jest coś na rzeczy?
I właściwie nic więcej się nie dowiedzieliśmy. Tuż po wyjściu z gabinetu zaproszono mnie do zabiegowego na pobranie krwi. Tym razem mamy czekać 4 tygodnie, czyli do końca września.
No to czekamy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *