ciąża

Prawdziwa opieka ginekologiczna. Co dalej?

Mamy poniedziałek.

Dziś z rana zadzwoniła moja pani ginekolog  z przeprosinami, że nie odpisała od razu na smsa z wynikiem drugiego badania, tylko dopiero w niedzielę (!!). Kurczę, przecież ja od niej tego wcale nie odczekiwałam! Ale chyba przejęła się równie mocno co ja.
W każdym razie wyjaśniła, że, tak jak pisała w smsie, wynik jest jaki jest (przyznałam się, że już wygooglałam co to może oznaczać) i jeśli się niepokoję zaprasza mnie do gabinetu dziś. Powiedziała, że przyjedzie szybciej, żeby móc mnie przyjąć przed umówionymi pacjentkami! Dodam, że nie chodzę do niej prywatnie, więc zaskoczenie moje się utrzymywało.
Umówiłyśmy się na 15:00.
Podczas badania powiedziała, że nie widzi, żeby ciąża była pozamaciczna, ale też nie widzi pęcherzyka w macicy. Jest tam jakaś plama, która może być nieprawidłowo rozwijającą się ciążą albo pęcherzyk jest tak mały, że jeszcze nie jest widoczny na USG. Jajniki i wszystko inne – w porządku.
Na spokojnie wyjaśniła, że jeszcze może się coś zmienić, bo nie można nic jednoznacznie stwierdzić i że „dajemy szansę”. Zleciła kolejne badanie bety jutro i w czwartek plus progesteron jutro. Powiedziała jak odczytać wyniki i poprosiła o smsa, gdy będę je mieć.
Czuję się zaopiekowana i zrozumiana.
Zastanawiam się czy to, co robię nie jest pewnym wariactwem – śledzę los zapłodnionej komórki niemal od chwili zapłodnienia!
Od momentu otrzymania wyniku drugiego badania bety moje myśli ciągle i ciągle krążą wokół ciąży i jej zagrożenia. Choć bardzo chcę nie potrafię się od nich całkowicie uwolnić. Świadomość bywa trudna.
Tak sobie myślę, że pewnie wiele kobiet zupełnie nie zdaje sobie sprawy, że jest w ciąży. Jeśli nie notują długości cykli, nie badają temperatury, nie zwracają uwagi na sygnały płynące z organizmu, nie wiedzą kiedy mają owulację, nie notują współżycia – do kolejnej miesiączki żyją w nieświadomości. A „miesiączka” może być jednoznaczna z poronieniem.
Od ślubu staramy się regularnie notować wszystkie parametry związane z naturalnym planowaniem rodziny. Co prawda pamiętanie o porannym mierzeniu temperatury nie zawsze mi wychodzi, a i czasem nie pamiętam, by zapisać wygląd śluzu, ale teraz, po prawie trzech latach widzę sporo zależności, z których mogę wyciągać wnioski. Wiem kiedy co się dzieje w moim organizmie.
Czy jestem przez to szczęśliwsza? Raczej nie:)
Ale mogę natychmiast reagować, gdy widzę, że coś się dzieje. Jak teraz.
Zobaczymy, co się podzieje tym razem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *