ciąża,  dziecko,  macierzyństwo,  życie

40 tydzień ciąży. Czy dziś urodzę?

Mały Człowiek jest na spacerze z dziadkiem. Mąż pracuje w pokoju obok, a ja leżę na kanapie i spontanicznie zaczynam pisać tego posta. Nie mam już weny do zamykania kolejnych tematów czy sprzątania zakamarków mieszkania przed życiowymi zmianami.  

Dzisiaj jest dzień, w którym według obliczeń powinnam urodzić Małego Brata. Mój lekarz prowadzący ciążę od trzech tygodni wysyła mnie do szpitala na indukcję, a ja nadal w dwupaku.  

Ale po kolei. 


MAŁY BRAT

Leżałam plackiem albo prawie plackiem od 25 tygodnia ciąży przez prawie 3 miesiące, bo pojawiło się zagrożenie przedwczesnym porodem. W 36 tygodniu, gdy już maluch był bezpieczny, zaczął mało przyrastać i na siatkach centylowych był opóźniony o dwa tygodnie. Lekarz obawiał się hipotrofii płodu. Zaczęłam więc maraton dwóch wizyt w tygodniu na ktg i mierzenie dziecka. Dostałam skierowanie na wywołanie porodu w 37 tygodniu, bo ginekolog rzekł, że już lepiej by było dla dzidziusia po tej stronie brzucha. Lekarze w szpitalu kilkakrotnie podczas moich wizyt, na które wysyłał mnie pilnie lekarz prowadzący, stwierdzali dobrostan płodu i zalecali czekanie. Mało komfortowe były te wycieczki do szpitala, bo miałam wrażenie, że zajmuję medykom czas bez sensu. Raz na konsultację u ordynatora czekałam 3 godziny. Tak. Trzy. Nie, nie miał do wykonania zabiegów ani innych konsultacji, bo pani w recepcji, przy której siedziałam, regularnie dzwoniła z przypomnieniem informując mnie, że pan doktor „już idzie” albo „zaraz będzie”. Przyszedł i nawet nie sprawdził jak szyjka i czy jest rozwarcie.

Mały Brat więc nadal w brzuchu, a ja zatrzymuję bieżące chwile pisząc. 


CO U NAS?

W połowie czerwca wróciliśmy do domu po dwóch miesiącach mieszkania u moich teściów. Błogosławieni niech będą dziadkowie!!! Dzięki nim mój Mąż mógł względnie spokojnie pracować, ja leżeć, a Mały Człowiek był zaopiekowany. Mama dbała o pyszne jedzenie, prała i sprzątała, tato chodził na zakupy i długie spacery z drzemką wnuka. Bez rodziców Męża mielibyśmy w życiu sajgon.

Z okresu leżenia, a potem trybu oszczędzania się, najbardziej żal mi czasu, który mogłam spędzać z synkiem na placach zabaw i w parku. Patrzeć, jak stawia pierwsze kroki na trawie i ukochanych schodach. Zaczął chodzić dopiero podczas kwarantanny a ja w kwarantannie trafiłam do szpitala i do łóżka. Teraz odrabiam zaległości, choć spory brzuch i temperatury za oknem nie sprzyjają szaleństwom na świeżym powietrzu. Ale bynajmniej nie narzekam! Jestem wdzięczna, że bezpiecznie dotrwaliśmy do tego momentu i trzymamy się elegancko!!


REFLEKSJA MAŁŻEŃSKA

Po jednej z wizyt w szpitalu, gdzie znów jechałam ze spakowaną torbą i niepewnością czy tam zostanę, czy nie, skorzystaliśmy z tego, że Mały Człowiek jest u rodziców i urwaliśmy się na randkę. 

Na spokojnie, bez zmęczenia, jakie czujemy gdy syn już uśnie, bez ciągłego rozpraszania uwagi jego obecnością, po raz pierwszy od dłuższego czasu rozmawialiśmy o sobie. O naszym małżeństwie, o domu jaki tworzymy, o naszych potrzebach, o naszych emocjach. To było takie oczyszczające! Nie wszystkie tematy udało nam się domknąć, bo wymagają indywidualnych rozmyślań, a potem dialogu. Ważne, że wypłynęły. 

Pamiętam doskonale, jak powtarzano nam na kursie przedmałżeńskim, żebyśmy „wyrywali czas dla siebie”, bo „czas małżonków” jest święty.  Życie nam pokazało, że to wcale nie jest takie proste i faktycznie takie randki mają coś z „wyrywania”;)

W międzyczasie, czekając na akcję porodową, od miesiąca nie planujemy nic w weekendy. Żadnych spotkań, żadnej konkretnej pracy, żadnego umawiania na cokolwiek. Czuję się z tym wyśmienicie. W soboty zwykle ogarniamy domowe rzeczy, a w niedziele mamy czas rodzinny. Wreszcie wprowadziliśmy w niedzielną rutynę wcześniejsze śniadanie i wyjście do Kościoła przed południem. Tak rozpoczęty dzień daje nam szereg możliwości i decydowania bez spiny co robimy później. A były już różne opcje w różnych konfiguracjach i lubimy to. 

Lubimy też naszego syna, co ostatnio oboje wypowiedzieliśmy podczas małżeńskiej randki. Fajne dziecko z fajnymi rodzicami😉


RODZICIELSTWO

Za chwilę Mały Człowiek skończy dwa lata. To jest dla mnie jakiś kosmos. Dopiero szukałam zawzięcie przyczyny poronień, podejmowałam szereg trudnych wyzwań zdrowotnych, dopiero niedowierzałam, że jestem w ciąży, a dziś nasz syn to kawał chłopa, a drugi pojawi się lada moment!

Znając siebie wkrótce zrobię porządne podsumowanie tych dwóch minionych lat😉

W tej chwili napiszę tylko, że cieszę się, że jestem mamą, oswoiłam się z tą rolą i lubię ją. Bywa cudnie, szczególnie gdy Mały Człowiek np. siada obok mnie, chce, by go przytulić i czytamy razem książeczki. Albo gdy budzi się rano, drepcze do naszego łóżka, chwyta za moje przedramię i, głaszcząc je, usypia. 

Bywa zwyczajnie, gdy robimy zwyczajne rzeczy, powtarzamy schematy czy zastanawiamy się, czym by się tu zająć. 

Bywa ciężko, bo emocje wylewają się z syna różne, ostatnio coraz więcej „trudnych”, a ja nie zawsze potrafię przyjmować je spokojnie i reagować zgodnie z filozofią rodzicielstwa bliskości czy porozumienia bez przemocy. Nie zawsze cierpliwie i z czułością tłumaczę co się dzieje, czasem warknę, czasem zaklnę pod nosem. Przestałam jednak wreszcie obwiniać siebie za każdą reakcję nieadekwatną do postawionych wcześniej standardów i traktować to jak porażki na pełnej linii. Dzięki temu lepiej mi się żyje. Pomogła mi w tym książka „Dzieci i czas. Jak zorganizować życie w rodzinie” Oli Budzyńskiej. Polecam z całego serca, to skarbnica konkretnej wiedzy. Jestem na etapie myślenia, że mam prawo popełniać błędy, wyciągać z nich wnioski, mam prawo mieć gorszy dzień, gorszą chwilę i nie zawsze będę w 100% taka, jaka chciałabym być. 

Oswajam się też z myślą, że wchodzimy w słynny „bunt dwulatka” i trzeba go jakoś godnie przetrwać więc tym bardziej chcę dbać o swoją psychikę nie dołując się bez sensu. 


MAŁY CZŁOWIEK

Urocze, inteligentne dziecko z charakterem – tak w dwóch słowach postrzegam naszą pociechę;)

W ubiegłym tygodniu umówiłam się na spotkanie z psychologiem dziecięcym, żeby upewnić się, że rozwój synka jest „w normie” i zadać kilka pytań. Głównie potrzebowałam usłyszeć, że nie wykazuje zachowań ze spektrum autyzmu, bo kilka rzeczy mnie intryguje, a w rodzinie mamy dwójkę dzieciaków z orzeczeniem. Godzinna konsultacja z rozmową ze mną i czynną obserwacją synka mnie uspokoiła. Ruchowo nadgonił braki, jest szybki, zwinny i uwielbia wszystko, co związane z ruchem, szczególnie wspinanie, choć jeszcze chodzimy na fizjoterapię.

Mam ogromną, ogromną nadzieję, że Mały Brat nie będzie wymagał rehabilitacji. 


NA KONIEC – PYTANIA DO WAS!!

-Z jakiego powodu jesteście tu ze mną?

-O czym chciałybyście czytać w przyszłości?

-Obserwujecie mój profil na Instagramie?

-Co chciałybyście widzieć na IG?


Widzę statystyki strony, dostaję maile, wiem, że jesteście choć publikuję bardzo nieregularnie. Zwykle nie zostawiacie komentarzy, toteż nie mogę nawiązać z Wami bliższej relacji. 

I tak sobie dumam jak to zmienić. 


Dziękuję, że jesteście!

Skomentuj Anonim Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *