Gdy niemowlę ma 8 miesięcy, czyli co u nas
Ten post miał być krótki, ale wyszło jak zawsze:) Piszę go, by dać znać, że żyję, w skrócie opowiedzieć, co u nas i zmobilizować się wreszcie porządnie do systematycznego pisania. Lista tematów do opisania i zaczętych artykułów wciąż się wydłuża, a ja nadal nieogarnięta w tym względzie. A widzę po statystykach, że blog nadal jest odwiedzany:) Zatem dla Was, Czytelniczek i Czytelników mały update dzisiaj.
ZDROWIE MATKI I MAŁEGO CZŁOWIEKA
Mały Człowiek ma już 8 miesięcy i 10 dni. Waży 7 kg i to nie za wiele jak na ten „wiek”, ale jest długi i wygląda zdrowo. Żelazo wprawdzie ma w dolnej granicy normy, jednak lekarka widząc wczoraj wyniki morfologii nie mówiła nic o anemii. Do tej pory zachorował nam tylko raz i na szczęście obyło się bez antybiotyku. Trzyma się chłopak.
Trzy razy w tygodniu chodzimy na długie spacery do dwóch ośrodków rehabilitacyjnych. Mały Człowiek, przez obniżone napięcie mięśniowe, potrzebuje ćwiczeń, żeby odzyskać pełną sprawność. Dopiero w długi weekend majowy zaczął się obracać sam z pleców na brzuszek i z brzuszka na plecy, kręcić w koło leżąc na brzuszku oraz, ku naszemu zaskoczeniu, pełzać. To jego pełzanie to właściwie podciąganie się na rękach, na razie bez naprzemiennego poruszania nóżkami, ale jest ruch do przodu:) Przed nami jeszcze utrzymywanie stabilnej pozycji na boku (czego nie lubi), żeby przygotować się do siadania.
Moi rodzice regularnie radzą, żeby go sadzać i obstawiać poduszkami, czego fizjoterapeutki kategorycznie zabraniają, bo to rujnuje kręgosłup malucha. Walczę dzielnie, tłumaczę, ale czasem nie mam siły.
Jesteśmy po wizycie w poradni psychologiczno-pedagogicznej, gdzie psycholog orzekł, że dziecię mamy rozwinięte społecznie i intelektualnie tak, jak na ten moment trzeba, tylko musi wzmacniać mięśnie. Odetchnęłam.
Ja-matka wróciłam już jakiś czas temu do wagi sprzed ciąży i mieszczę się we wszystkie ciuchy. Nie we wszystkich jednak wyglądam dobrze;)
Oprócz jodu i omega 3 zaczęłam łykać koenzym Q10 polecony przez teściową, bo zauważyłam u siebie permanentne zmęczenie i osowiałość. Może to kwestia niewyspania, może przesilenia wiosennego, nie wiem. Mogą to być też rozjechane hormony tarczycy, co sprawdzę w przyszłym tygodniu, bo dostałam skierowanie na badania.
Wirusy trzymają się na szczęście z daleka ode mnie.
Ogólnie jest dobrze i czekam z utęsknieniem na prawdziwie ciepłe dni, żeby jeszcze częściej i dłużej przebywać na świeżym powietrzu i łapać witaminę D.
DIETA MATKI I DZIECKA
Tu się przyznaję – upadłam. Gluten, cukier, nawet mleko – zakazane produkty zdarzają się w moich posiłkach i gdyby moja pani dietetyk to widziała – załamałaby ręce. Tego nie mogę zrozumieć – potrafiłam „katować się” dietą bezmleczną, bezglutenową i bezcukrową, do tego rotacyjną przez ponad 4 miesiące, cukru nie jeść ponad 2 lata, a teraz w chwili słabości idę do osiedlowego sklepiku i kupuję 20 dag ciastek!!!
Najgorsze jest to, że jemy obecnie dużo gorzej niż przed porodem. Mały Człowiek niespecjalnie lubi być pozostawiony sam sobie i jest dość absorbujący w ciągu dnia, a wieczorami, jak już zrobię to, co musi być zrobione, mam siłę tylko na to, żeby bezmyślnie wlepić wzrok w odcinek „Korony królów”. Serio. Obieranie, krojenie, duszenie, pieczenie – nie mam do tego polotu ani wystarczającej motywacji. Moim największym przyjacielem są mrożone warzywa na patelnię i na zupę. I kasze. – A czemu nie gotuje Mąż? – zapytacie. No jakoś tak wyszło, że on ma swój zakres obowiązków domowych i do gotowania się nie wyrywa. Jego mama czasem ratuje nas domowymi obiadkami. Nieustannie obiecuję sobie mobilizację i powrót na drogę zbilansowanej diety.
Mały Człowiek jest nadal karmiony piersią na żądanie, acz rozszerzamy repertuar. Szczególnie lubi buraczki, cukinię, brokuły, na jajko i ziemniaka chyba ma uczulenie (obserwujemy), a za jaglanką nie przepada.
Wykupiłam nawet dostęp do webinaru o właściwym rozszerzaniu diety i unikaniu niedoborów by alaantkoweblw – czeka na obejrzenie.
Jako, że dziecię jeszcze nie siedzi to na razie nie korzystamy z krzesełka do karmienia tylko trzymamy go na kolanach tak, żeby miednica była podwinięta. Jest to niewygodne, ale cóż zrobić.
NAJWIĘKSZY MATCZYNY WYCZYN
Może to nic, ale dla mnie wyzwaniem był wyjazd na ślub i wesele. Mały Człowiek nie jest z tych, co śpią grzecznie w wózeczku, kiedy rodzice by sobie tego życzyli. Ma chłopak ciekawość świata wielką i temperament, który pomaga mu w realizacji potrzeby eksploracji. Chwała Bogu zamotany w chustę, ze słuchawkami dla maluchów na uszach, przetańczył z nami prawie całą noc biorąc pod uwagę, że moja noc zaczyna się dość wcześnie. Zeszliśmy z parkietu niewiele przed północą.
Można? Można. Gości zauroczył śpiąc na matczynej piersi wśród głośnych dźwięków „Czerwonych korali” i tym podobnych. Jeno mój kręgosłup dostał trochę w kość. Dosłownie:) Cieszę się jednak, bo podobnych imprez w tym roku będzie kilka i test za nami.
PRACA MATKI
W dalszym ciągu jestem na macierzyńskim (i celowo nie używam tego, kompletnie oderwanego od rzeczywistości, sformułowania „urlop”).
Kocham nasze dziecko mocną matczyną miłością i właśnie dlatego chciałabym pracować na pół etatu. Po minionych ośmiu miesiącach widzę, że do równowagi psychicznej potrzebuję konkretnie i pożytecznie spędzonego czasu bez Małego Człowieka. Czasu wśród ludzi, kiedy mam określone zadania do wykonania i mogę zobaczyć efekty moich działań. To mi ładuje baterie. Nie chciałabym rozstawać się z synkiem na ponad osiem godzin, ale 4-5 godzin rano, gdy ma drzemkę, a po niej rehabilitację, to już niezła alternatywa. Pozostaje nam wykombinowanie kto będzie się nim opiekował podczas mojej nieobecności. Żłobka nie rozważamy.
Planowo powinnam wrócić do pracy jesienią. Nie zamierzam jednak wracać do obecnego miejsca zatrudnienia i rozglądam się za nowym zajęciem. Niedawno śnił mi się prezes mojej firmy i rozmowa z nim na temat rezygnacji z aktualnej pracy. Brrrrr.
GDY RODZICE MAJĄ NIETYPOWE HOBBY
Mały Człowiek uczestniczy w naszym życiu całym sobą. Póki co nie zdarzyło się, by został pod czyjąś opieką dłużej niż trzy godziny, co ma oczywiście zarówno plusy, jak i minusy. Na razie mamusia jest numerem jeden i zbyt długa rozłąka powoduje u dziecięcia płacz, krzyk, piski i inne próby wyrażenia dezaprobaty wobec takiego stanu rzeczy. To z kolei oznacza, że zabieramy go z sobą także na spotkania grupy hobbystycznej, gdzie spotyka miłe ciocie i wujków i chłonie dźwięki dobrej muzyki. Grupa gra koncerty w różnych miejscach i dzięki temu opanowałam kilka technik karmienia i przewijania zależnie od warunków. Pomimo pewnego wysiłku cieszę się, że nie muszę rezygnować z czegoś, co jest dla mnie ważne i daje mi wiele radości i satysfakcji. A i dziecko rośnie w twórczym środowisku.
CO CZUJĘ JA-MATKA TU I TERAZ
Już miałam napisać, że zmęczenie, ale nie chcę od tego zaczynać. W tej sekundzie zadowolenie, że się wreszcie zebrałam i piszę. Mały śpi obok, a ja stukam po czterocalowym ekraniku najszybciej jak potrafię i najciszej jak potrafię, żeby go nie obudzić.
Czuję radość, że mamy taką fajną rodzinę, tę najbliższą i tę dalszą. Czuję wdzięczność i ciekawość, co będzie dalej. Czuję się też coraz bardziej kompetentna jako mama i cieszy mnie obserwowanie, jak nasz syn się zmienia każdego dnia. Ten proces jego rozwoju jest fascynujący.
Czuję także mały niepokój o finanse, bo z powodu częściowo prywatnie opłacanej rehabilitacji i sporej liczby wysokobudżetowych imprez rodzinnych w tym roku nasze oszczędności topnieją.
I na koniec – czuję się szczęśliwa pomimo gigantycznego zmęczenia i niepewności, jak potoczy się moje życie zawodowe.
CO MYŚLĘ O MACIERZYŃSTWIE?
Tak błyskawicznie tylko, bo to temat na osobny post.
Dla mnie macierzyństwo w tym momencie to nieustanne stawanie się lepszą wersją siebie. Górnolotnie to zabrzmiało, mam jednak na myśli mozolną pracę nad sobą samą. To ćwiczenie cierpliwości, życzliwości, opanowania, empatii i wielu, wielu innych cech każdego dnia. To uczenie się odpuszczania, redefiniowania postawionych uprzednio priorytetów i podejmowania decyzji stawiając na pierwszym miejscu dobro Małego Człowieka.
To przygoda życia i gigantyczna radość płynąca m.in.. z obserwacji, jak kształtuje się człowiek.
To trud, który znika, gdy dziecko uśmiecha się rozbrajająco.
To nowa jakość zrozumienia. Teraz rozumiem, ale tak NAPRAWDĘ rozumiem, co miały na myśli koleżanki, kiedy mówiły: „będziesz matką, zobaczysz jak to jest, wtedy porozmawiamy”.
Jestem, widzę i powiem: łatwo nie jest, ale jest pięknie i już nie chciałabym wracać do życia bez Małego Człowieka. No, może czasem, na chwileczkę;)
I kończąc – szanuję przepotężnie każdą kobietę, która podjęła decyzję, by pracować w domu na pełny etat i wychowywać dziecko nie korzystając z pomocy opiekunek i placówek. Mój szacunek wzrasta wraz z każdym kolejnym dzieckiem, dla którego kobieta jest mamą. Podziwiam szczerze koleżankę, która ma aż szóstkę!
Niezwykle doceniam i szanuję o wiele bardziej niż kiedyś, moją własną Mamę. Wiem w jak okropnych, dosłownie, warunkach przyszło jej mnie wychowywać, wiem, jakie miała zaplecze, a właściwie jakiego nie miała, wiem, jak z Tatą starali się, żeby nasze życie było godne mimo wszystko. Widząc jak bawi się z wnukiem jestem wzruszona wiedząc, że ze mną też tak spędzała czas.
Krótko mówiąc – będąc mamą odkrywam nowy świat. I to jest fascynujące.
2 komentarze
Karolina N
Oo, widzę, że posty zaczynają pojawiać się coraz częściej 🙂 Cieszę się i gratuluję sukcesu!
Trzymam kciuki za rehabilitację Waszego malucha. Jesteście dzielni i na pewno wysiłek się opłaci.
Nie martw się chwilowym kryzysem żywienia- upadek w jednej dziedzinie jest nieunikniony przy takim nawale obowiązków i jednoczesnych sukcesach na innych płaszczyznach 🙂 Jestem pewna, że z czasem wszystko wróci do normy 🙂
Zdradzisz jak sobie radzisz z wielopielo? I jak wykorzystywałas czas będąc w ciąży na L4? Mnie aktualnie rozsadza nadmiar energii i czuję, że marnuje ogromne ilości czasu…
No to będę mamą
Karolina, dziękuję, że jesteś!
Tak w wielkim skrócie – wielopielo w domu w ciągu dnia działa elegancko. W nocy i na wyjścia w wózku używamy jednorazówek Bambiboo z Rossmana. Ekologiczne – bez zapachów, bez chemii, degradowalne. Jakoś tak bezpieczniej się czuję, bo zdarzały mi się przecieki. Pewnie coś nie tak robię. Z otulaczy najbardziej sprawdzają nam się wełniaki Puppi – teraz mamy rozmiar OS mini, ale wkrótce trzeba będzie kupić One Size.
Mam tez otulacze i kieszonki z pula, ale wełniaki są najlepsze:)))
W ogóle wełna merino jest genialna. O tym też planuję post;)
L4 w ciąży – teraz widzę, że jednak bardzo marnowałam tamten czas. Duuuzo spałam, bo wszyscy wokół mówili "wyśpij się na zapas". To spałam, czasem aż za dużo:)
Zrobiłam porzadek ze swoimi rzeczami (śmietnik, oddawanie, sprzedaż) tak, żeby zostawić to, co jest mi/w domu naprawdę potrzebne. Szukaliśmy z Męzem miejsca na każdy sprzęt, żeby wiadomo było, co gdzie odkładać. To zajęło spoooro czasu.
Odkurzałam znajomości, czytalam ksiązki, trochę pomagałam koleżance w biurze rachunkowym, w ósmym miesiącu byłam na konferencji "Dom w stylu Montessori":)
Jeśłi czujesz, że masz nadmiar energii – pożytkuj na wszystko, czego nie zrobisz mając maluszka!!!!
Na kiedy masz termin?