życie

Nowe perspektywy, cel i sens

Lubię działać. Lubię mieć poczucie, że to, co robię ma jakiś wyższy cel i sens. Lubię widzieć efekty swojej pracy. Lubię dobrze spędzać czas w ruchu. Lubię też odpoczywać, a nawet leniuchować (tak, zdarza się, choć nieczęsto!). Nie lubię marnować tego, co raz stracone nigdy nie wróci – czasu.
W kwietniu podczas wizyty u psychologa zdałam sobie sprawę z tego, że na moje denne samopoczucie ogromny wpływ mają dwie rzeczy. Pierwsza – zbyt szybkie zamknięcie tematu strat trzech ciąż, bez czasu na żałobę i powrót smutku, gdy w rodzinie trzy kuzynki w ciąże zaszły. Druga – praca zawodowa. Osiem godzin spędzanych każdego dnia w poczuciu niskiej użyteczności tego, czym się zajmuję, a co gorsza, brak bieżących zadań do wykonania i konieczność wymyślania czym by się tu zająć. W pewnym momencie wena do takiego wymyślania mija i pojawia się otępienie. Dodatkowo miałam poczucie, że dostaję pieniądze „za nic”.  Koszmar. Z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień poziom zniechęcenia na samą myśl o wyjściu rano z domu podnosił się niebezpiecznie szybko. Aż do niedzieli 7. maja, kiedy spontaniczne spotkanie z przyjaciółką przy kawie i zdrowym ciachu wniosło powiew świeżości i nową energię!
R., prowadząca własny biznes, była zdruzgotana. Ogłoszona w jej firmie rekrutacja okazała się drogą przez mękę, wybrana osoba, pomimo sporego doświadczenia, zupełnie sobie nie radziła, a przyjaciółka nie mogła prowadzić długotrwałych szkoleń wprowadzających.
Od słówka do słówka, po rozważeniu wszelkich za i przeciw otrzymałam propozycję dołączenia do jej teamu w części etatu! Przekalkulowałam temat i podjęłam decyzję, że, dokładnie tak, jak jesienią 2016, porozmawiam z moją drugą połową o przejściu na pół etatu u siebie w firmie. Finansowo stracimy, ale zyskam na zdrowiu psychicznym – tego byłam pewna.
Po rzeczowej analizie ustaliliśmy, że, jeśli mój przełożony się zgodzi, przejdę na pół etatu jak najszybciej i utrzymam taki stan do 31.08. Przewidywałam bowiem, że od września powinnam mieć więcej zadań w związku z nowym projektem.
We wtorek poprosiłam szefa o spotkanie i podzieliłam się tym, co czułam w związku z brakiem konkretnych zadań i koniecznością wypełniania sobie czasu pracy „czymkolwiek”. Miał świadomość, że w naszym dziale panuje posucha. Na szczęście się zgodził, a ja, uskrzydlona zadzwoniłam do R., by ustalić szczegóły współpracy.
Wspaniale!!!
Idzie nowe!!!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *