inspiracje,  życie

Spokój wewnętrzny moją siłą

Dzień chyli się ku końcowi i już wkrótce zapadniemy w głęboki sen. Zanim jednak to się stanie zanotuję kilka słów, bo cały dzień chodzi za mną myśl, by coś napisać.  
Czuję taki miły spokój wewnętrzny. Określiłabym go mniej więcej tak: nic nie muszę, wszystko mogę. Wybieram. 
Dziś kilkakrotnie wybierałam numery telefonów osób, z którymi nie rozmawiałam całe wieki. Gdy uświadomiłam sobie, że z jedną nie miałam kontaktu ponad rok poczułam się podle. Dosłownie. Jak mogłam do tego dopuścić? Kiedyś spotykałyśmy się często, bawiłyśmy się na swoich weselach, byłyśmy „na bieżąco”.  A teraz? Czasem widzę, co udostępnia na Facebook’u i tyle. Każda z nas żyje swoim życiem i relacja z przeszłości pozostała miłym wspomnieniem. Nie chcę tak! Chcę dbać o relacje, które były i są dla mnie ważne, choćby miało się to sprowadzać tylko do konwersacji telefonicznych. Byle regularnych. 
Trzydziestominutowa rozmowa była niezwykle miła, taka „jak dawniej”. Z mocnym postanowieniem, że teraz to koniecznie musimy się spotkać. I już myślę nad terminem. 
Takich rozmów było w te święta kilka. Każda przypomniała mi, że rozmówczyni (właśnie się zorientowałam, że dzwoniłam do samych kobiet:)) była szalenie ważną częścią mojego życia na pewnym etapie. W jakimś sensie żyłyśmy wspólnym życiem i nasza znajomość kształtowała to kim jestem. 
Poza tym od rana z Mężem Mym Najlepszym rozkoszujemy się wolnym dniem. Czas płynie powoli i urokliwie, trochę razem, trochę osobno. Wspólne przebywanie przy stole, słuchanie kolęd, modlitwa, kolacja przy świecy. Oboje stwierdziliśmy zgodnie, że to cudowny dzień. Warto przeżyć „dzień bez planu” i na bieżąco wybierać aktywność:) 
Wybrałam też, którą książkę poczytać podczas długaśnej kąpieli. Tak, wiem, mawiają, że długie kąpiele w gorącej wodzie są niezdrowie, ale ja dziś wybrałam właśnie taką:) 
I w ogóle to bardzo świadomie wybierałam jak spędzić te święta. Ostatnimi laty na wieczerzę wigilijną docierałam jako ostatnia, bo poza domem realizowałam swoją potrzebę robienia czegoś dobrego dla innych. W tym roku wybrałam, że to rodzinie chciałabym oddać swój czas i ręce do pracy. Nie pomogłam jakoś spektakularnie, ale cieszyłam się, że robimy coś wspólnie, bez pośpiechu. Że jestem częścią przygotowań i częścią świętowania. Uczę się, że rodzina to jest siła. 
To Boże Narodzenie zrodziło we mnie jedno nowe pragnienie – emanować spokojem. Aż sama się sobie dziwię pisząc te słowa, bo temperament mam raczej żywy i „wyrywny”, co odzwierciedla sposób w jaki chodzę (szybko i zdecydowanie) i mówię (zdecydowanie za szybko). Dotarło jednak do mnie, że można być energicznym i konkretnym będąc jednocześnie pełnym spokoju. Robić swoje skutecznie, ale bez pośpiechu, mówić zdecydowanie i konkretnie, ale nie autorytarnie, a językiem pełnym miłości. Wyrażać swoje myśli bez zbędnych decybeli choć nadal z pasją. Jak Jezus.
Gdy Bóg się rodzi, gdy rodzi się nowe Życie pragnę, bym narodziła się nowa ja. Lepsza ja. Pełna spokoju i miłości. I wybieram, że podążę za tym pragnieniem.
Otwieram swoje serce na Boże działanie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *